Łączenie szpitali. Wszyscy są na „tak”, ale diabeł tkwi w szczegółach
SANOK, LESKO, USTRZYKI DOLNE/PODKARPACIE. – Ja jestem na „tak” – o pomyśle połączenia szpitali mówi starosta Stanisław Chęć. – Jestem absolutnie „za” – dodaje starosta Andrzej Olesiuk. – Jest to dobra idea – uważa starosta Marek Andruch. Mimo tak pozytywnego nastawienia samorządowców do połączenia lecznic w Sanoku, Lesku i Ustrzykach Dolnych, okazuje się, że nie jest to łatwo przeprowadzić. Jak zwykle wszystko rozbija się o realia.
Dorota Mękarska
Projekt połączenia szpitali w Sanoku, Lesku i Ustrzykach Dolnych to temat z długą brodą, ale pod koniec zeszłej kadencji zaczęto na poważnie przymierzać się do tego kroku. Nie dało się dłużej udawać, że zadłużanie szpitali może trwać w nieskończoność. Z planem udało się dotrzeć nawet do Ministerstwa Zdrowia. I tu nastąpił pat, bo okazało się, że połączenie szpitali to trudny temat, gdyż nie ma do tego narzędzi prawnych. Zaczęto więc szukać możliwości, które od strony prawnej taką operację by umożliwiały. Ta przeszkoda spowodowała jednak wyhamowanie zapału. Jeszcze rady powiatowe w Lesku i Ustrzykach Dolnych podjęły uchwały intencyjne w tej sprawie, ale w Sanoku na ten krok już się nie zdobyto. Co prawda udało się doprowadzić do zacieśnienia współpracy między szpitalem w Sanoku i Ustrzykach Dolnych, ale na tym cały proces integracji uległ zakończeniu, choć za stworzeniem jednego dużego podmiotu przemawiają nie tylko względy ekonomiczne, ale również depopulacja regionu i stosunkowo gęste rozmieszczenie lecznic.
– Z Ustrzykami Dolnymi podpisaliśmy porozumienie o współpracy. Zaczęliśmy się uzupełniać, np. jeśli chodzi o opiekę nad pensjonariuszami domów opieki społecznej – podkreśla starosta Stanisław Chęć. – I taki układ się sprawdza.
– Nic z tego nie wyszło, bo forma prawna nie jest oczywista – stwierdza krótko Marek Andruch, starosta bieszczadzki. I dodaje. – Przyszedł też COVID-19 i każdy zajął się swoim szpitalem.
– Forma prawna to nie jest nasz problem – uważa Andrzej Olesiuk, starosta leski. – My mamy pójść do władz i powiedzieć: mamy co 20 km szpital, chcemy je połączyć, a wy musicie dostosować do tego prawo.
Tu nie potrzeba dyskusji, to trzeba zrobić!
Pandemia odsłoniła jednak bezlitośnie trudności, które w warunkach ekstremalnych jeszcze bardziej dały o sobie znać. Robert Płaziak, dyrektor szpitala w Lesku w dniu 5 marca br. napisał na Facebooku: Szpitale muszą się połączyć! I to muszą zaakceptować władze! Tu nie potrzeba dyskusji. To trzeba zrobić.
Starosta sanocki zadaje jednak pytania, na które jego zdaniem trzeba znaleźć odpowiedzi.
– Samo hasło o połączeniu jest bardzo atrakcyjne i słuszne, ale każdy z trzech szpitali jest zadłużony – zauważa Stanisław Chęć. – Kto będzie spłacał kredyty do tej pory zaciągnięte?
Z dystansem do rzuconego przez dyr. Płaziaka hasła podchodzi też Marek Andruch.
– Hasło „łączmy się” jest bardzo atrakcyjne, ale nie wiemy jak się łączyć – zauważa. – Po pierwsze trzeba mieć plan i podział zadań, a nie mówić: „Mamy się połączyć, a wy macie nas utrzymać”. Ja się na to nie piszę. Jeśli mielibyśmy się łączyć, to trzeba to zrobić mądrze, bo mamy tylko jedną szansę, by to przeprowadzić. Jeśli połączenie wyjdzie źle, to ta idea zostanie całkowicie skompromitowana.
Trzeba liczyć się z konsekwencjami
Starosta bieszczadzki obawia się, że pochopne doprowadzenie do połączenia może doprowadzić do jeszcze większych kłopotów.
– Możemy wpaść w olbrzymie problemy finansowe. Skończy się tym, że oberwie najbiedniejszy – Marek Andruch rozważa również wersje pesymistyczne.
Stanisław Chęć także nie patrzy na koncepcję połączenia szpitali wyłącznie przez różowe okulary, bo zdaje sobie sprawę, że powiat sanocki jako największy musiałby to przedsięwzięcie firmować.
– Nie wiemy jak sobie poradzi ten nowy twór – zauważa. – Czy Rada Powiatu Sanockiego będzie chciała wziąć odpowiedzialność za wygenerowany ewentualnie dług? Czy jeśli nowy podmiot wygeneruje straty, to powiat leski wyciągnie pieniądze i zapłaci? – pyta.
To nie są jedyne wątpliwości. Do rozstrzygnięcia pozostają kwestie dotyczące żądań związków zawodowych, ujednolicenia kadry, a w związku z tym konieczności cięć w zatrudnieniu i liczbie łóżek.
– Nie wiemy, czy wszyscy są gotowi na twarde konsekwencje połączenia szpitali – zastanawia się starosta bieszczadzki. – A one będą. Na pierwszy ogień pójdą łóżka. My wiemy, jakie są tego skutki, bo już to przerabialiśmy. Władze nie działają w próżni. Jak zamykaliśmy oddział ginekologiczno-położniczy to na trzeci dzień przyjechała pani Kidawa-Błońska i dyskontowała politycznie to wydarzenie. Po drugie trzeba będzie ciąć koszty, a generalnie są to koszty osobowe. To wywoła powszechne niezadowolenie. Ludziom to trzeba uczciwie powiedzieć, a my nawet nie weszliśmy na ten poziom dyskusji.
Sanok to kombajn, który działa
Nasuwają się też dylematy związane ze stanem posiadania. Otwarte jest ponadto pytanie, która lecznica w tym układzie ma mieć wiodącą rolę, choć to wydaje się oczywiste.
– Mamy podjętą uchwałę intencyjną, ale nie ma w niej zapisu, że zrezygnujemy z tego, czy innego oddziału – przypomina Marek Andruch. – Na pewno nie zgodzilibyśmy się na to, by szpital w Ustrzykach świadczył tylko usługi magazynowe i stanowił zaplecze sprzętowe. Każdy szpital musi mieć swoją specyfikę. My w Ustrzykach już zrobiliśmy to, do czego żeśmy się z naszymi partnerami dogadali, ale może nie trzeba na razie łączyć szpitali, ale zacieśnić współpracę. Ludzie do tego się przyzwyczają i w ten sposób ewolucyjny dojdzie do faktycznego połączenia szpitali.
– My mamy dodatkowy atut: nasza rada jest na takie rozwiązanie gotowa, ale musimy przeprowadzić tę operację na bardzo przejrzystych warunkach – dodaje starosta Andrzej Olesiuk. – Trzeba zbadać jaki jest potencjał każdego szpitala, a następnie zbudować coś, co jest uczciwe. Jeśli tylko u nas jest oddział ginekologiczno-położniczy, to on nie może funkcjonować bez chirurgii, czy oddziału pediatrycznego. Nie możemy burzyć dobrze już funkcjonujących oddziałów.
Z tych wypowiedzi wynika, że każdemu samorządowcowi własna koszula jest bliższa ciału, ale dla starosty bieszczadzkiego jasne jest, że w tym trójpodziale rola Sanoka musi być kluczowa.
– Sanocki szpital to kombajn, który działa. Akceptujemy jego rolę Nie możemy go zarzynać w imię budowy szpitala bieszczadzkiego, bo w Sanoku już prawie wszystko jest, a my musielibyśmy dopiero to budować. Dwa pozostałe szpitale musiałby go tylko uzupełniać – uważa starosta Andruch.
Starosta leski stoi na stanowisku, że choć szpital w Lesku ma duże atuty pod względem menadżerskim, to każda lecznica powinna zachować swoją specyfikę.
– W Sanoku, oczywiście oprócz podstawowej opieki zdrowotnej powinna funkcjonować specjalistyka, natomiast Lesko jako centralnie położone miasto, mogłoby zabezpieczać potrzeby zdrowotne mieszkańców trzech powiatów. Ustrzyki powinny pójść w opiekę długoterminową – wyjaśnia Andrzej Olesiuk.
To rząd powinien martwić się o szpitale
To jednak melodia przyszłości, bo wszyscy samorządowcy uważają, że w tej sytuacji jaką mamy, należy poczekać.
– Być może, że do tego o czym rozmawiamy, nie dojdzie, bo rząd pracuje nad nowymi rozwiązaniami – podkreśla starosta leski.
– Jeszcze nie wiemy w jaką stronę pójdą rozwiązania rządowe – mówi Stanisław Chęć. – Może powstanie regionalna sieć szpitali? Jedno jest pewne to rząd powinien martwić się o szpitale, a nie samorządy.
– Reforma musi być wprowadzona odgórnie. Wtedy będzie miało to ręce i nogi – zgadza się z poprzednikami starosta bieszczadzki.
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz