REKLAMA

Sanoczanka zaczęła studia w Chinach. „Pokochałam tych ludzi, jednak trzeba tu mieć oczy dookoła głowy…”

CHINY. Wielu sanoczan decydowało się już na egzotyczne wycieczki do Krainy Smoków, ale nikt nie miał dotychczas na tyle odwagi, aby kontynuować tam edukację. Zapraszamy na wywiad z absolwentką II LO w Sanoku Jagodą Skorus, która odnalazła nie tylko właściwy kierunek studiów, ale również… swoje miejsce na ziemi.

Jagoda przyjechała do Chin 12 września. Studiuje w liczącym milion mieszkańców Fuling, na Yangtze Normal University (长江师范学院). Kierunek, na jaki awansowała sanoczanka to Kultura i język chiński. Uczelnia zapewnia studentom zakwaterowanie w akademikach na tamtejszym kampusie.

js
foto: archiwum prywatne

eSanok.pl: Egzotyczny kierunek, bardzo odważna decyzja. Jak to się w ogóle stało, że wybrałaś studia w Chinach?

Jagoda Skorus: Wszystko zaczęło się od wyboru uczelni w Polsce. Głównym kryterium było to, czy uczelnia zapewnia swoim studentom wyjazdy na wymiany czy praktyki, ponieważ odkąd pamiętam, było to moje największe marzenie. Los chciał, że właśnie do takiej uczelni się zakwalifikowałam, jednak szkoła zapewniała tylko 10. miejsc dla najlepszych studentów, więc konkurencja była niemała. W końcu ciężką pracą osiągnęłam swój cel. Czy się bałam? Powiem szczerze – raczej nie. Co prawda, czasem miałam chwile zawahania, ale wiedziałam, że taka okazja szybko się nie powtórzy. Studia w Chinach to naprawdę wielka przygoda i mogę to powiedzieć mimo tego, że jestem tu dopiero kilka dni.

eSanok.pl: Rodzice wspierali cię w tej decyzji, czy byli raczej jedną z barier? Jak to odebrali?

JS: Moja rodzina zawsze bardzo mnie wspierała w mojej pasji. Gdy tylko dowiedzieli się, że przyjęto mnie na wymianę, nie mogli przestać się cieszyć. Rodzice denerwowali się tym, czy sobie poradzę i… czy będę chciała wracać do Polski.

eSanok.pl: A co na to znajomi?

JS: Niektórzy obawiali się, że będąc tak daleko od siebie, nie będziemy w stanie utrzymywać kontaktu, że każdy znajdzie sobie nowych przyjaciół, a po powrocie nie będziemy mieć o czym ze sobą rozmawiać. Ale dla prawdziwej przyjaźni to przecież nie problem.

js2
foto: archiwum prywatne

eSanok.pl: Jesteś tam dopiero 10 dni, ale już miałaś okazję poznać swoją uczelnię i okolicę. Jak wygląda twój dzień w Fuling?

JS: W tygodniu przeważnie wszyscy wstajemy o tej samej porze, ponieważ o 6:35 na całym kampusie rozbrzmiewa dźwięk hejnału oznaczającego pobudkę. Po ubraniu się wychodzimy na dziedziniec i albo idziemy do uczelnianej stołówki, albo do pobliskich sklepików, w których można kupić owoce, przekąski i napoje lub coś w stylu „chleba” (nie ma tutaj naszego polskiego chleba). Wszystko jest tak idealnie wyliczone, że wchodzimy do klasy w momencie, gdy dzwoni dzwonek na zajęcia. Między zajęciami mamy długą przerwę na lunch, a potem znów wracamy na uczelnię. Przeważnie nie uczymy się dłużej niż 6 godzin zegarowych dziennie. W planie zajęć mamy np. taichi (chińska sztuka walki) lub malarstwo chińskie. Obiady i kolacje najczęściej jadamy poza uczelnią – na ulicznych straganach, czy niedalekich restauracjach. Czasem zdarzy się, że uczelnia zorganizuje nam jakieś wspólne wyjście – na uroczystą kolację lub do gorących źródeł. O 22:30 zaczyna się cisza nocna i każdy student powinien być już w akademiku.

js6
foto: archiwum prywatne

eSanok.pl: Język chiński jest powszechnie uważany za język bardzo trudny, wręcz edukacyjnie karkołomny. Jak sobie z nim radzisz?

JS: Chińskiego uczę się od roku. Mogę śmiało powiedzieć, że nie jest to aż tak trudny język, za jaki wszyscy go uważają. Jest czasochłonny i pracochłonny – to prawda, dlatego tak mało czasu mogę poświęcić na własne przyjemności. Po tym czasie jestem w stanie przeprowadzić nieskomplikowaną rozmowę, jednak muszę przyznać, że zdecydowanie bardziej wolę pisać i czytać, niż prowadzić konwersację twarzą w twarz. Chiński ma wiele dźwięków, które brzmią podobnie i to właśnie znaki pomagają mi w odróżnieniu jednego słowa od drugiego i zrozumieniu tego, co mój rozmówca chce przekazać, dlatego najwięcej czasu spędzam na ich nauce.

js3
foto: archiwum prywatne

eSanok.pl: Co jeszcze sprawia ci trudność?

JS: Prawdopodobnie dogadywanie się z ludźmi, co chyba nikogo nie zdziwi. Uczniowie słabo albo prawie w ogóle nie mówią po angielsku, nie wspominając już o sprzedawcach, więc zamawianie jedzenia na początku było niezwykle trudne i miałyśmy wiele niezręcznych, czy zabawnych przygód z tym związanych. Jednak z czasem nasz chiński się polepszy i będzie już tylko lepiej. Ciepły i wilgotny klimat też czasem sprawia mi trudność, gdyż nie jestem przyzwyczajona do takich temperatur, ale z czasem się przyzwyczaję. Trudno mi też pogodzić naukę z życiem codziennym i towarzyskim, które tutaj jest o wiele ciekawsze niż w Polsce – zawsze znajdzie się coś lepszego nić siedzenie w książkach.

js4
foto: archiwum prywatne

eSanok.pl: Wspomniałaś o problemach z zamawianiem jedzenia. Jak w ogóle oceniasz tamtejszą kuchnię?

JS: Cóż… można ją pokochać, albo znienawidzić. Jedzenie w rejonach Chongqing słynie z tego, że jest niezwykle pikantne, a dania jakie się tu jada dla przeciętnego Europejczyka mogą być odstraszające. Ja osobiście bardzo lubię ostre dania, chociaż muszę przyznać, że pierwsze „wypady” na miasto były ciężkie. Teraz już powoli się przyzwyczajam. Jednak jestem tu zbyt krótko, by spróbować wszystkiego. Nie jadłam jeszcze przypiekanych na grillu ośmiorniczek, na które tak zawsze miałam ochotę, więc jeszcze sporo przede mną.

eSanok.pl: Za pierożkami… nie tęsknisz?

JS: Za polskimi pierogami zbytnio nie tęsknie, z dwóch powodów: jeden to fakt, że nigdy za nimi nie przepadałam, a dwa – w Chinach mają kilkanaście rodzajów różnych pierogów i bułek na parze, także każdy znajdzie coś dla siebie.

js7
foto: archiwum prywatne

eSanok.pl: Osobiście podziwiam cię za to, że potrafiłaś się przestawić na chińską kuchnię. No ale czegoś chyba jednak musi brakować…

JS: Na co dzień najbardziej brakuje mi nabiału, ponieważ tutaj raczej się go nie jada. Chińczycy nie tolerują laktozy. Po drugie jest on bardzo drogi. Kawy i czekolady niestety też nie mają tu zbyt dobrej, a wszystko jest albo bardzo słodkie, albo słone.

eSanok.pl: Co najbardziej pociąga cię w tym kraju?

JS: Chińska popkultura jest niezwykle kolorowa. Najbardziej jednak podoba mi się to, jak Chińczycy potrafią łączyć historię i tradycję z teraźniejszością. Idąc ulicami miasta wśród szklanych wieżowców znajdują się również budynki sprzed dwustu czy trzystu lat, spotyka się ludzi ubierających się w najmodniejszych sklepach jak i takich, którzy chodzą w ludowych strojach, a w supermarketach można kupić nie tylko najnowszy sprzęt elektroniczny, ale też tradycyjne ozdoby czy potrawy chińskie – a wszystko to idealnie ze sobą współgra.

eSanok.pl: Jakie widzisz główne różnice między mentalnością Polaków i Chińczyków?

JS: Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy zaraz po wyjściu z lotniska, to fakt, że Chińczycy są niezwykle przyjaźni – wszyscy pytali się, jak się mamy, czy czegoś nam nie potrzeba, a żeby nam ulżyć wręcz wyrywali walizki z rąk. Na co dzień są to raczej nieśmiali ludzie, ale bardzo gościnni. Prawie codziennie ktoś zaprasza nas do restauracji i za nas płaci – a według chińskiej kultury nie wypada odmówić. Jeśli mamy coś, co nas trapi, natychmiast podadzą nam pomocną dłoń. Co prawda, może to zasługa tego, że jesteśmy tu jedynymi obcokrajowcami (do tego o innym kolorze skóry), co wzbudza wielką ciekawość Chińczyków, którzy chcą jak najbardziej się do nas zbliżyć. Kiedy tylko nas widzą wytrzeszczają oczy i chcą robić sobie z nami zdjęcia, jak eksponatom w muzeum, dosłownie.

eSanok.pl: Denerwujące…

JS: Tak, często kłopotliwe i niezręczne. Co więcej, nie podoba mi się fakt, że Chińczycy są niezmiernie głośni, co tyczy się nie tylko samej mowy, ale też zachowania, np. kichania (tak, kichania), plucia, charkania… Przechodząc przez ulicę trzeba mieć oczy dookoła głowy, gdyż nikt nie przestrzega przepisów, a na pieszego nie zwraca się uwagi. Chińskie toalety też znacznie różnią się od tych polskich… ale co kraj, to obyczaj.

js8
foto: archiwum prywatne

eSanok.pl: Wspomniałaś, że nie masz zbyt wiele czasu na zwiedzanie. Jakie są zatem Twoje pierwsze wrażenia dotyczące okolicy? Podoba ci się?

JS: Póki co miałam okazję zobaczyć najbliższe okolice kampusu i samego Fuling. Kampus (wielkości jednego osiedla w większym mieście) i pobliskie miejsca są naprawdę piękne. Wszędzie jest zielono, otaczają nas palmy i inne egzotyczne rośliny, co jeszcze bardziej umila pobyt. Czasem spotka się bardziej brudne i zaniedbane okolice, ale na co dzień nie sprawia to problemu. Jeszcze nie miałam okazji pojechać gdzieś dalej, co wynika głównie z braku czasu i pieniędzy, bo choć pociągi są tu niezwykle tanie, to przez pierwszy miesiąc jest naprawdę dużo wydatków. Na szczęście zbliża się Dzień Narodowy, podczas którego mamy 10 dni wolnego. Wtedy właśnie zamierzamy wybrać się m.in. do miasta Xi’an, żeby zobaczyć Armię Terakotową. W planach mamy także odwiedzić Szanghai, Pekin czy np. Chengdu, ale taką przyjemność zostawiamy sobie na przerwę międzysemestralną, gdyż trasa, którą musimy pokonać, do najkrótszych nie należy.

eSanok.pl: Na razie studiujesz, poznajesz Chiny… chciałabyś tam zostać?

JS: Szczerze? Nie mam pojęcia. Uwielbiam Chiny i całą Azję ogólnie – jest to moja pasja, ale czy Chiny to odpowiednie dla mnie miejsce do życia? Wielokrotnie słyszałam, że życie obcokrajowca tutaj wcale nie jest usłane różami. Chiny mają bardzo ścisłe i zagmatwane prawo, czasem nawet najprostsze czynności jak wymiana pieniędzy w banku wymagają wielu procedur. Nie chciałabym również, by Chiny mi się znudziły i przejadły, więc na razie nie planuję tu zamieszkać. Ale śmiało mogę powiedzieć, że studenckie życie tutaj jest wspaniałe i nie wyobrażam sobie powrotu na 3. rok do Polski. Chciałabym również zrobić tutaj studia magisterskie.

eSanok.pl: Czyli rozważasz możliwość powrotu do Polski i pracy tutaj. Jak sądzisz, studia w Chinach, będące ewenementem w CV Polaka – pomogą w znalezieniu ciekawej pracy?

JS: Myślę, że studia za granicą na pewno w jakimś stopniu otwierają drzwi do kariery, szczególnie jeśli chodzi o kierunki filologiczne – nic tak bardzo nie pomaga w nauce języka, jak pobyt w kraju, w którym jest on używany, prawda? Przy ubieganiu się o pracę również bardzo to pomaga, zwłaszcza, że sinologia nabiera popularności i takich jak ja jest coraz więcej, ale nie każdy chce lub może przyjechać do Chin.

js5
foto: archiwum prywatne

eSanok.pl: Od bardzo dawna interesujesz się kulturą tego kraju. W Chinach można się zakochać?

JS: Oczywiście, miłość do tego kraju przyszła stopniowo, z każdym dniem zagłębiałam się dalej i dalej nawet tego nie zauważając. Najbardziej chyba pokochałam ludzi, którzy są totalnym przeciwieństwem Polaków. Chińska kultura i historia, tutejsza architektura, przyroda i klimat, które w każdym zakątku Chin znacznie się od siebie różnią…. bądź co bądź – Chiny to stan umysłu, nie mam jednego konkretnego powodu, za które je kocham. Czasem mam po prostu wrażenie, że w poprzednim życiu urodziłam się właśnie w tych okolicach i moje serce zamieszkało tu na dobre.

rozmawiał: Adam Zoszak

23-09-2015

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook


lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)