REKLAMA

Kpt. Marcin Lisowski o programie „Dorwać komandosa”: Presja była ogromna (FILM)

BIESZCZADY / PODKARPACIE. W sobotę 5 kwietnia Discovery Channel ponownie wyemituje odcinek programu „Dorwać komandosa” z udziałem polskich funkcjonariuszy Straży Granicznej. – Była presja, że cały świat zobaczy, jak się sprawdzamy. Kamery odrobinę stresowały – wspomina obławę na byłego komandosa i dowódcę specjalnej amerykańskiej jednostki Navy SEAL Joela Lamberta kpt. Marcin Lisowski z Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.

Polski pogranicznik przyznaje, że amerykański komandos był trudnym przeciwnikiem.
– Na co dzień mamy jednak do czynienia z dużo bardziej stresującymi sytuacjami. Uciekinier nierzadko jest uzbrojony w nóż, siekierę, a zdarza się, że i w broń palną. I wtedy ryzykujemy zdrowiem, a nawet życiem – dodaje kpt. Lisowski.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych: „Pierwsze emocje związane z nagraniem i premierą programu w Polsce nieco opadły. Z perspektywy tego czasu, jak Pan Kapitan ocenia obławę na Joela Lamberta?”

Kpt. Marcin Lisowski: Moja rola w programie została uwypuklona, bo dużo rozmawiałem. Tak naprawdę była to świetna praca zespołowa. Każdy dał z siebie wszystko – zarówno grupa pościgowa, blokująca, funkcjonariusze, którzy prowadzili obserwację. Te zadania były bardzo rozbudowane i wszyscy bardzo się w nie zaangażowali. Również ekipa filmowa zrobiła swoje. Program został zmontowany naprawdę profesjonalnie.

Profesjonalne było też działanie polskich pograniczników. Czy tak właśnie wygląda Wasza praca?
Dość ostrożnie podchodzimy do zdradzania taktyki, jaką stosujemy w przypadku obławy. W filmie uchyliliśmy rąbka tajemnicy. Do schwytania komandosa bardzo dobrze się przygotowaliśmy. Podeszliśmy do zadania poważnie. Przeprowadziliśmy gruntowne rozpoznanie. Zorientowaliśmy się, gdzie Joel śpi, z kim przebywa, o kogo rozpytuje. Gromadziliśmy informacje o nim, rozpoznawaliśmy, jaki teren pod uwagę bierze jego ekipa. Wiedzieliśmy, że złapanie komandosa graniczy z cudem. Założyliśmy jednak, że „niemożliwe robimy na co dzień, a cuda zostawiamy na jutro”.

Jak udało się schwytać amerykańskiego komandosa?
Wystartowała grupa pościgowa. Joel miał 2-godzinne wyprzedzenie. W terenie to dużo. Biorąc pod uwagę pogodę, wypadki losowe – mógł się oddalić bardzo daleko. Tym bardziej, że nie zawsze pies podejmuje od razu trop. Jeśli się uda, znamy kierunek, w którym zmierza uciekinier. Możemy wtedy zmobilizować grupę blokującą. Ustawiają zapory – obserwują tereny leśne, drogi. Podczas pościgu deptaliśmy Joelowi po piętach. W końcu wpadł w zasadzkę.

Tak łatwo jednak nie było. Joel nie jest amatorem.
To bardzo trudny przeciwnik. Znał wiele sztuczek, o których wiedzę mają jedynie siły specjalne. Szczególnie utrudniał nam pościg z psem. Zastosował wiele chwytów mylących. Nie będę jednak zdradzał jakich.

Po co dawać instruktaż, jak zmylić straż graniczną…
Dokładnie. Joel znał różne sztuczki, szczególnie te rzadko stosowane. W praktyce, jeśli zobaczymy, że ktoś zostawia takie ślady, wiemy od razu, że życiorys uciekiniera zbiegł się w jakimś momencie z jednostkami specjalnymi lub jednostkami służb wewnętrznych. To osoba dobrze przeszkolona w zakresie bezpieczeństwa i obronności.

Na szali została postawiona duma narodowa. Funkcjonariusze odczuwali jej oddech na ramieniu?
Presja była ogromna. Wiedzieliśmy, że to priorytet, sprawa honoru. Liczyliśmy się z tym, że zostaniemy ocenieni nie tylko w Bieszczadach, ale na szerszej arenie. Gdybyśmy nie złapali Joela, zapisalibyśmy się w historii i świadomości Polaków, jako ta placówka, która nie podołała, nie dała rady. Stres był więc odczuwalny, ale byłem pewny swojej grupy i wiedziałem, że podołamy. Byliśmy zdeterminowani.

Kamery onieśmielały?
Początkowo tak, ale jak już złapaliśmy trop, zaczęliśmy działać, nie oglądając się na nic. Były nawet momenty, w których kamerzyści nie mogli za nami nadążyć. Pojawiły się też pierwsze zgrzyty – funkcjonariusze chcieli szybko biec do przodu, obłożona sprzętem ekipa filmowa ich hamowała. Wywiązała się dyskusja. Kamerzyści argumentowali, że co z tego, że funkcjonariusze będą dążyć do celu, skoro oni nie nagrają materiału i nie będzie co przedstawić. Chłopaki z mojej grupy z kolei tłumaczyli, że w takim tempie, to oni nikogo nie złapią. Trzeba było wypracować kompromis.

Mieliście świadomość, że program będzie cieszył się taką popularnością?
Początkowo wydawało się nam, że o programie będzie dyskutować się lokalnie, w Straży. Duże zainteresowanie odczuliśmy jeszcze na przełomie maja i czerwca, czyli w trakcie realizacji materiału. Całe Bieszczady o tym mówiły. Po ogólnopolskiej premierze oglądalność przekroczyła nasze najśmielsze oczekiwania. Słyszymy wiele dobrych słów na nasz temat.

Na łamach „Newsweeka” nawet Joel pochwalił grupy biorące udział w obławie. Przyznał, że „Polacy okazali się bardzo dobrzy i mieli do dyspozycji różnorakie zabawki”. Mówił także, że był to jeden z najtrudniejszych odcinków programu. To schlebia?
To miłe, że nas docenił. Dla nas to jednak codzienność. Służymy tu każdego dnia i staramy się wykonywać nasze działania jak najlepiej. Dbamy o to, by miejscowa ludność mogła spać spokojnie, by nikt im nie zagrażał.

A jak sam Joel oceniał pościg?
W moim odczuciu był zaskoczony naszym poziomem przygotowania i tego, że został złapany. Być może się nie spodziewał. Przegrał to współzawodnictwo, natomiast odnosił się do nas z poważaniem, szacunkiem. I wzajemnie – my też bardzo ceniliśmy jego wiedzę i metody. Okazał się trudnym przeciwnikiem, ale podniosło to jedynie stawkę i wolę działania. Smak zwycięstwa był również wielki.

Bieszczady okazały się dla amerykańskiego komandosa trudnym terenem?
Warunki ocenił jako bardzo wymagające, pomimo że wcześniej przygotował się, studiował mapy. To jednak tereny kryte, gęste lasy, cieki wodne, bagna i dzikie zwierzęta. Komandos był zaskoczony, ale też przygotowany. Podobnie jak my, był wspomagany przez ekipę, miał swój sprzęt. W trudnym terenie sprzęt zazwyczaj zawodzi, a wtedy pozostaje walka człowieka z człowiekiem. Wojownik kontra wojownik.

Taką walkę polscy pogranicznicy podejmują dość często.
Na co dzień mamy do czynienia z prawdziwym przeciwnikiem, który nierzadko jest uzbrojony w nóż, siekierę, a zdarza się że i w broń palną. I to jeszcze większy stres, bo ryzykujemy zdrowiem, a nawet życiem. W realnych sytuacjach jest prawdziwe niebezpieczeństwo. Dzięki pracy wielu osób da się jednak je zminimalizować. Na sukces zazwyczaj składa się praca wielu funkcjonariuszy. I tak było w przypadku pościgu za Joelem Lambertem. Sukces miał wielu ojców. Niektórzy nawet nie pojawili się na ekranie, a mieli bardzo duży wkład w pościg. Wszystkim, którzy przyczynili się do złapania Joela, chciałbym gorąco podziękować.

***

Program „Dorwać Komandosa” zrealizowano w ramach ćwiczenia granicznego „Obława: Straż Graniczna RP”. W ćwiczeniu wzięli udział funkcjonariusze z Placówek SG w Stuposianach, Ustrzykach Górnych, Czarnej Górnej i Krościenku oraz Wydziału Zabezpieczenia Działań, Wydziału Koordynacji Działań i IV Wydziału Lotniczego ZG KGSG.

Podczas szkolenia przyjęto hipotetyczną sytuację polegającą na dokonaniu przekroczenia granicy wbrew przepisom na kierunku do RP, na odcinku granicy państwowej ochranianej przez funkcjonariuszy PSG w Stuposianach. Osobą, którą rzekomo nielegalnie próbowała się dostać na teren RP był Joel Lambert, bohater programu „Dorwać Komandosa”

***

Wszystkich, którym nie udało się  zobaczyć,  „Dorwać komandosa” w dniu premiery zapraszamy do obejrzenia powtórek programu na kanale Discovery Channel w dniach:
– Sobota 05/04/2014 – 15:00
– Sobota 03/05/2014 – 24:00
– Sobota 24/05/2014 – 12:00

źródło: MSW

03-04-2014

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook


lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)