SANOK / PODKARPACIE. – Usłyszałam tylko, jak roztrzęsiona matka wybiegła z domu krzycząc: Ratunku, pomocy. Zabił mi syna! – relacjonuje sąsiadka rodziny, w której doszło dzisiaj do dramatu. Tragedia wydarzyła się na ul. Okulickiego w Sanoku.
Dorota Mękarska
Ulica Okulickiego cieszy się w Sanoku złą sławą. Za sprawą bloku rotacyjnego, w którym często interweniuje policja.
W jego sąsiedztwie w 2008 roku postawiono kontenerowy budynek socjalny. Tu ludzie żyją w miarę spokojnie. Ci, co mają pracę – pracują, wychowują dzieci, uprawiają przyległe do mieszkań ogródki.
– Nie przyznajemy się, gdzie mieszkamy, bo ta ulica kojarzona jest z budynkiem rotacyjnym. Mówimy tylko, że mieszkamy na Dąbrówce – mówi jedna z mieszkanek kontenerowca.
Po sąsiedzku coś złego się dzieje
Spokój jego lokatorów został zakłócony dzisiaj przed południem.
– Przyszedł do mnie sąsiad i mówi: chodź, bo po sąsiedzku coś złego się dzieje – relacjonuje jedna z sąsiadek. – Doszłam do wniosku, że nie będę się tam pchać, bo w mieszkaniu była matka. Chłopcy bardzo ją szanowali. Uznałam, że jak matka jest w domu, to nic złego się nie stanie.
Rodzina, w której doszło do dramatu, mieszkała wcześniej w bloku rotacyjnym. Jakiś czas temu temu przeprowadziła się do kontenerowca. W nowym mieszkaniu zamieszkała matka z czwórką synów, ale najstarszy wyjechał ostatnio do pracy za granicę. Przy matce pozostało trzech mężczyzn. Z trójki najstarszy był Łukasz.
Czasami się poszamotali, jak to bracia
W nowym lokalu członkowie rodziny sprawowali się nie najgorzej. Najwięcej kłopotów było z 28 – letnim Tomaszem. Mężczyzna nigdzie nie pracował. Za kołnierz też nie wylewał. Z tego powodu między braćmi dochodziło czasami do zatargów. Szczególnie z 31 – letnim Łukaszem, który starał się zarabiać na utrzymanie.
– Czasami się pokłócili i poszamotali, jak to bracia, ale że jeden wyskoczy na drugiego z nożem, to się w głowie nie mieści – sąsiedzi nie mogą otrząsnąć się z szoku.
Łukasz był przez nich bardzo lubiany, bo nie rozrabiał, codziennie chodził z psem na spacery i grał z dziećmi w piłkę.
– To był normalny, spokojny chłopak – mówi mieszkający w pobliżu mężczyzna. – Natomiast jego braciszek to niezły agent. Z tego co wiem, to już miał jakiś wyrok w „zawiasach”.
Zabójstwo, czy nieszczęśliwy wypadek?
Tomek, który znany był ze „szwendania” się po mieście i „sępienia” na alkohol, już wczoraj wieczorem wrócił do domu wstawiony. Nie wiadomo, z jakiego powodu dzisiaj rano doszło między braćmi do zwady. Nie znany jest też przebieg dramatu. Prokuratura wyjaśnia, czy doszło do morderstwa, czy też był to nieumyślne spowodowanie śmierci. Świadkiem całego zdarzenia była matka i to jej zeznania będą miały wpływ na kwalifikację czynu.
Faktem jest, że Łukasz został pchnięty nożem w klatkę piersiową. Ile odniósł ran – nie wiadomo. To wykaże sekcja zwłok. Gdy go zabierało pogotowie ratunkowe jeszcze żył. Zmarł w szpitalu.
Obrażenia ciała odniósł również Tomasz.W chwili zatrzymania mężczyzna był pijany. Miał prawie 2 promile alkoholu w organizmie.
– Jak go wyprowadzali, to nie wyglądał na pijanego – relacjonują sąsiedzi. – Szedł prosto między dwoma policjantami.
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz